Pewnej nocy we wschodnim Tennessee jeden z tych kaznodziejów, co to biorą węże do rąk, podszedł do nas i zapytał:
– Chłopaki, czy macie jakieś węże w tym samochodzie?
Powiedzieliśmy mu, że nie.
– Co? Chcecie mi powiedzieć, że nie macie tu ani jednego grzechotnika?
– Nie mamy, proszę pana.
Wybałuszył na nas oczy i krzyknął:
– Dzieciaki, co z wami? Powariowaliście?
W zapoznanych zakątkach Appalachów, na Południu Stanów Zjednoczonych, członkowie małych kongregacji radykalnych zielonoświątkowców podczas nabożeństw biorą do ręki węże, piją strychninę, wkładają ręce do ognia i śpiewają hymny ku chwale Pana. To wężownicy – snake handlers, potomkowie Szkoto-Irlandczyków, którzy dla poprawienia bytu w połowie XVIII wieku wyemigrowali z Wysp Brytyjskich do Ameryki. Czytaj dalej
Najnowsze komentarze