Archiwa miesięczne: Luty 2017
Un centesimo che vale un sacco
Mio figlio ha trovato una moneta – 1 centesimo del 1867 quando Firenze era la capitale d’Italia.
Ma la cosa più preziosa è stato vedere quanto Iacopo fosse fiero quando gli abbiamo detto come la sua scoperta fosse eccezionale.
Mój białostocki Dzień Pamięci
Bartosz Hlebowicz
O MIEŚCIE WZNIESIONYM NA ZAPOMNIENIU
Bez dzieła Rajznera i napisanej dwa lata później książki Kąckiego (a także np. publikacji Tomasza Wiśniewskiego) nie jest możliwa edukacja o współczesnej historii Białegostoku. Bez nich pozostaje nam tylko prymitywna ideologia dumy, chociaż cholera wie, z czego mielibyśmy być dumni. Z umiejętności zapadania w amnezję na kilka pokoleń?
Zanim zaczniesz się bać, spróbuj zrozumieć
O książce Muzułmanie w Europie Nilüfer Göle, tłum. Maryna Ochab (wyd. Karakter)
Dlaczego nagle wśród Polaków pojawia się tylu obrońców „chrześcijańskiej Europy”? Dlaczego przysłowiowy Darek z Warszawy lub spod Lublina ma mówić muzułmaninowi we Francji lub w Niemczech, gdzie jest jego ojczyzna albo w co ma wierzyć?
Kiedy religia staje się futbolem…
Florencja, szkoła podstawowa, luty 2017.
– A teraz, kochane dzieci, narysujcie kościół – prosi pani pierwszoklasistów.
Kościół – una chiesa. W takim mieście jak Florencja inspiracji do narysowania chiesy oczywiście nie może zabraknąć. Dzieci szybko uporały się z zadaniem, wręczając nauczycielce obrazki przybytków Bożych. Ale rysunek Vittorio przedstawia co innego: piłkarza w fioletowym stroju Fiorentiny, miejscowej drużyny piłkarskiej, z szerokim uśmiechem na twarzy. Obok chłopiec starannie – i dwukrotnie (wielkimi i małymi literami) – wykaligrafował „CHIESA”.
Jak później wytłumaczył, przepytywany przez zdumionych dorosłych, narysował piłkarza Fiorentiny, niejakiego Federico Chiesa, swojego idola. Po polsku Fryderyk Kościół. Ponoć świetnie kopie piłkę.
Nie zamierzam narzekać, że słowo „kościół” przestaje się dzieciom kojarzyć z „kościołem”, ale nadmierne umiłowanie futbolu też ma swoje złe strony. Pamiętam, jak kiedyś zgasły nam światła w kuchni, dzień po zamontowaniu przez elektryka z sąsiedztwa. Pech chciał, że to był czwartek, czyli prawie weekend, czyli mecz. Elektryka nie sposób było znaleźć – powiedziano mi, że pojechał w autokarze z kibicami na wyjazdowy mecz Fiorentiny, a takie wyjazdy, o czym wcześniej nie wiedziałem, trwają nawet trzy dni (choć mecz, o ile mi wiadomo, zaledwie 90 minut).
Spędzilibyśmy weekend jedząc przy świecach (z drugiej strony miałoby to swoje zalety), gdyby uprzejmy pan ze sklepu elektrycznego nie podzwonił i nie znalazł mi drugiego elektryka, który w 10 minut rozwiązał problem znikającego światła. Okazało się, że ten pierwszy zapomniał zakleić taśmą końcówki kabelków… Widocznie tak bardzo się śpieszył na mecz…
Najnowsze komentarze