„Była jak kakadu, rajski ptak. Zwłaszcza w stanie wojennym wyróżniała się bardzo na tle szarych ludzi”.
Zmarła Dzidiana Solska, modelka i wróżka z Krakowa, jeden ze znaków rozpoznawczych miasta (kto jej nie spotkał pod Sukiennicami albo w którejś z knajp, jak przepowiadała przyszłość?), niestrudzenie snująca legendy o samej sobie. Osiemnaście lat temu ugościła mnie i przez kilka dni wędrowaliśmy razem po ulicach, barach i różnych firmach Krakowa, dzięki czemu mogłem obserwować ją w akcji i napisać o niej reportaż. Poznałem też Józefa, jej nieodłącznego towarzysza i szofera. Nie wiem, co się z nim dziś dzieje.
Wyciągam ten stary tekst i z wielką przyjemnością odczytuję opowieści pani Solskiej. Wielu z nich już nie pamiętałem.
“Przyszłam na świat w szlacheckiej rodzinie Solskich. To było w trzydziestym dziewiątym, w Krakowie. Otrzymałam trzy imiona: Zdzisława Dzidiana Anna. Dzidiana na cześć rzymskiej Wenus, bogini miłości, oraz Diany, bogini łowów”.
„Dzidiana statystowała w „Szwejku” z Zamachowskim i Stuhrem.
– Reżyser proponował Stuhra do głównej roli. Nie zgodziłam się, bo on jest taki obleśny. No więc reżyser zaproponował mi Zamachowskiego. Odpowiedziałam: „Z przyjemnością”. On jest taki niepozorny, ale potrafi grać. Byliśmy w głównych rolach, a Stuhr nam pomagał”.
„Występowała w zakopiańskim Teatrze Witkacego. – Dlaczego mi odpowiadał Teatr Witkacego? Bo ja jestem jak on szalona. W momencie mogę się rzucić we wszystko, w najgorszy wir. Idę w przepaść, szukam wrażeń, szukam skrzydeł, Ikarów! Nigdy ich nie znajduję, bo Ikar jest tylko w wyobraźni człowieka”.
„Była jak kakadu, rajski ptak – usłyszałem od profesora ASP Sławomira Karpowicza. – Zwłaszcza w stanie wojennym wyróżniała się bardzo na tle szarych ludzi”.
„Pojechałam [do USA], żeby poznać Amerykanów. Studiowałam historię. Kolumb przywiózł ze sobą szlachciców, żeby każdy z nich rządził jednym stanem. Ale oprócz nich z Europy naprzyjeżdżało mnóstwo złodziei i zbójów. Żeby nie mieszali się z Indianami, przysłano im prostytutki. Tak powstał naród amerykański. To bardzo nieszczęśliwy kraj, bo Indianie rzucili na niego klątwę z zemsty…”
„Uruchamianie trwa parę minut, bo stary duży fiat kaprysi. – Józio prowadzi, ale wszyscy musimy uważać. Ja cały czas patrzę w bok, a pan niech patrzy do tyłu – prosi wróżka”.
„Gazeta w Krakowie” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) 29.04.1999, zdjęcie Mariusz Makowski.
Otagowane:ASP, Dzidiana Solska, wspomnienie
Skomentuj