Paolo Rumiz, „La Repubblica”, 13-11-2016
Łatwy cel: uchodźcy nie reagują. Następnie laluś odwraca się do dziewczyny w oczekiwaniu na uznanie. Ta aż kipi z dumy. Ech, to jest dopiero mężczyzna. Oglądam się wokół. Jakiś przechodzień się śmieje. Ale w obliczu przemocy słownej większość milczy.
Jak epidemia wściekłych krów, zwycięstwo Trumpa nagle zbarbaryzowało język używany w Europie i we Włoszech. To było do przewidzenia: prostacy na ulicy i w środkach komunikacji miejskiej podnieśli głos, a Internet, już i tak nasączony kretyństwem, dał upust nowym falom rasistowskiego otępienia.
Jednak jeszcze bardziej niż ryk nienawiści martwi milczenie osłupiałych konformistów. Tak jakby nie było nic do zrobienia, jakby świat już wypadł z torów na dobre. Bardzo to przypomina Europę z czasów Republiki Weimarskiej.
Jak zareagować na nienawiść wobec uchodźców?
Co zrobić? Kiedy słyszę bezwstydne ryki nienawiści, skacze mi ciśnienie i muszę biec do lekarza. To wzburzenie nie jest zresztą niczym nowym. Zaczęło się w czasie wojny w Bośni, kiedy jako reporter cierpiałem z powodu niemożności nie tylko obrony niewinnych, ale przede wszystkim nieumiejętności dotarcia do czytelników z przekazem, że któregoś dnia może nas spotkać to samo, ponieważ „oni” są jak my i że katastrofa bałkańska nie była niczym innym niż zwiastunem katastrofy europejskiej. Dzisiaj jest jeszcze gorzej, bo doświadczenie niczego nas nie nauczyło. Myślę o moim pogrążonym w apatii kraju, który podnosi głos tylko na biedaków, co wzbudza we mnie paraliż od ust po żołądek. Rezultat braku treningu w walce z barbarzyńcami.
Kilka dni temu spróbowałem znaleźć słowa, w moim rodzinnym Trieście. Oto, co się wydarzyło: centrum, siedzę w samochodzie, czekając na zielone światło. Rodzina uchodźców, być może Syryjczycy, przechodzi przez ulicę. Mama, tata, dwójka dzieci, mniej więcej trzy i pięć lat. Jedna walizka i jeden plecak. Ludzie wytworni, dystyngowani. Idą w stronę dworca. I oto, obok mnie, nadjeżdża samochód z blondyną, za kierownicą jej oblubieniec. Tenże oblubieniec gwałtownym ruchem opuszcza okno i wyrzuca z siebie: „Wy psie gówna! Nie zrozumieliście, że nikt was nie chce?” Łatwy cel: uchodźcy nie reagują. Następnie odwraca się do dziewczyny w oczekiwaniu na uznanie. Ta aż kipi z dumy. Ech, to jest dopiero mężczyzna. Oglądam się wokół. Jakiś przechodzień się śmieje. Ale w obliczu przemocy słownej większość milczy.
Krew uderza mi do skroni. W moim wieku wciąż nie udało mi się osiągnąć spokoju ducha.
Zapala się zielone światło, ruszam, nie spuszczając wzroku z lalusia aż do następnych świateł. Wciągam głęboko powietrze, przyśpiesza mi tętno. Przed oczyma przelatuje mi film. Zawsze ten sam. Film o Wygnaniu. Oglądałem go już jako dziecko i zawsze powraca. W Trieście: ludzie z walizkami i małymi dziećmi za rękę. Najpierw z Istrii, potem z Dalmacji, zmuszeni do podróżowania przez Włochy, postrzegani jako faszyści, pikiety blokujące im drogę. Potem Jugosłowianie uciekający przed masakrami, nazywani wnukami morderców[1] przez tych samych bojówkarzy, którzy w Belgradzie flirtowali z prawdziwymi organizatorami rzezi. A potem Kurdowie, Afgańczycy, Syryjczycy. Za każdym razem mężczyźni i kobiety uciekający przed okrucieństwami, sami brani za barbarzyńców w tym cynicznym odwróceniu rzeczywistości. Wczoraj, tak jak dziś, stali się pierwszorzędnymi kozłami ofiarnymi, na których cynicy zbijają kapitał polityczny.
Samochód z parą znowu się zbliża. Teraz to ja opuszczam szybę. Do blondyny, do której mam bliżej, mówię: „Przepraszam bardzo, proszę przekazać temu pobożnemu panu – nie mam pojęcia, jak udaje mi się zachować spokój – że życzę mu, aby nigdy nie doświadczył wojny w swym życiu i żeby nie znalazł się w sytuacji, kiedy będzie miał pięć minut na spakowanie się przed ucieczką. I przede wszystkim, żeby nigdy nie usłyszał od nikogo takich słów, jakie sam wywrzeszczał. Miłego dnia”. Parze odjęło mowę, być może ze zdumienia determinacją mężczyzny z siwą brodą. Jadę dalej, inne samochody nas oddzielają. Oddycham. Czuję się lepiej. Przerwałem milczenie.
* Fragmenty tekstu “Le parole per dire no al razzismo quotidiano” Paolo Rumiza z „La Repubblica” (13-11-2016), tłum. BH. Paolo Rumiz, pisarz (w języku polskim ukazała się jego Legenda żeglujących gór, Wołowiec 2016), podróżnik, stały współpracownik „La Repubblica”.
[1] Infoibatori – tak określa się tych Chorwatów, Słoweńców i Serbów, którzy w końcowej fazie drugiej wojny światowej zabijali Włochów w północno-wschodniej części kraju. Niektórych zamordowanych wrzucano do naturalnych dołów w ziemi zwanych foiba.
Otagowane:nieczułość, nienawiść, obojętność, Triest, uchodźcy, zezwierzęcenie
„Jak epidemia wściekłych krów, zwycięstwo Trumpa nagle zbarbaryzowało język używany w Europie i we Włoszech. To było do przewidzenia: prostacy na ulicy i w środkach komunikacji miejskiej podnieśli głos, a Internet, już i tak nasączony kretyństwem, dał upust nowym falom rasistowskiego otępienia”… Myślę, że jest dokładnie odwrotnie – to właśnie barbarzyński język i fala nienawiści do Innych wyniosła DT na prezydenta USA!
PolubieniePolubienie
Trump tę falę podsycał, bo wiedział, że działa na jego korzyść. Myślę, że tu nigdy nie dojdziemy, co było pierwsze. Popatrz na Polskę: jeszcze rok temu pomyślałbyś, że jest normalnym krajem, że upiory, owszem, są, ale uśpione, zmarginalizowane, nieistotne. A tu w parę miesięcy okazało się, że wystarczyło co miesiąc podsycać obłęd i nienawiść, głosić je w podporządkowanych mediach i cały ten szajs wylał się nagle szeroką strugą. I to jeszcze nie jest najgorsze, bo tuż za plecami cynicznych Jarków, Zbyszków i Beat mamy populistów i nazioli od Kukiza, niecierpliwie czekających na swój czas. Tę nienawiść uruchamiają najbardziej cyniczni politycy, nawet jeśli ona sobie gdzieś tam czuwa bez nich.
PolubieniePolubione przez 1 osoba