Przerwać milczenie

Paolo Rumiz, „La Repubblica”, 13-11-2016

man-stylish-men-woman-women-joy (Pixabay)

man-stylish-men-woman-women-joy (Pixabay)

 

Łatwy cel: uchodźcy nie reagują. Następnie laluś odwraca się do dziewczyny w oczekiwaniu na uznanie. Ta aż kipi z dumy. Ech, to jest dopiero mężczyzna. Oglądam się wokół. Jakiś przechodzień się śmieje. Ale w obliczu przemocy słownej większość milczy.

Jak epidemia wściekłych krów, zwycięstwo Trumpa nagle zbarbaryzowało język używany w Europie i we Włoszech. To było do przewidzenia: prostacy na ulicy i w środkach komunikacji miejskiej podnieśli głos, a Internet, już i tak nasączony kretyństwem, dał upust nowym falom rasistowskiego otępienia.

Jednak jeszcze bardziej niż ryk nienawiści martwi milczenie osłupiałych konformistów. Tak jakby nie było nic do zrobienia, jakby świat już wypadł z torów na dobre. Bardzo to przypomina Europę z czasów Republiki Weimarskiej.

Jak zareagować na nienawiść wobec uchodźców?

Co zrobić? Kiedy słyszę bezwstydne ryki nienawiści, skacze mi ciśnienie i muszę biec do lekarza. To wzburzenie nie jest zresztą niczym nowym. Zaczęło się w czasie wojny w Bośni, kiedy jako reporter cierpiałem z powodu niemożności nie tylko obrony niewinnych, ale przede wszystkim nieumiejętności dotarcia do czytelników z przekazem, że któregoś dnia może nas spotkać to samo, ponieważ „oni” są jak my i że katastrofa bałkańska nie była niczym innym niż zwiastunem katastrofy europejskiej. Dzisiaj jest jeszcze gorzej, bo doświadczenie niczego nas nie nauczyło. Myślę o moim pogrążonym w apatii kraju, który podnosi głos tylko na biedaków, co wzbudza we mnie paraliż od ust po żołądek. Rezultat braku treningu w walce z barbarzyńcami.

Kilka dni temu spróbowałem znaleźć słowa, w moim rodzinnym Trieście. Oto, co się wydarzyło: centrum, siedzę w samochodzie, czekając na zielone światło. Rodzina uchodźców, być może Syryjczycy, przechodzi przez ulicę. Mama, tata, dwójka dzieci, mniej więcej trzy i pięć lat. Jedna walizka i jeden plecak. Ludzie wytworni, dystyngowani. Idą w stronę dworca. I oto, obok mnie, nadjeżdża samochód z blondyną, za kierownicą jej oblubieniec. Tenże oblubieniec gwałtownym ruchem opuszcza okno i wyrzuca z siebie: „Wy psie gówna! Nie zrozumieliście, że nikt was nie chce?” Łatwy cel: uchodźcy nie reagują. Następnie odwraca się do dziewczyny w oczekiwaniu na uznanie. Ta aż kipi z dumy. Ech, to jest dopiero mężczyzna. Oglądam się wokół. Jakiś przechodzień się śmieje. Ale w obliczu przemocy słownej większość milczy.

Krew uderza mi do skroni. W moim wieku wciąż nie udało mi się osiągnąć spokoju ducha.

Zapala się zielone światło, ruszam, nie spuszczając wzroku z lalusia aż do następnych świateł. Wciągam głęboko powietrze, przyśpiesza mi tętno. Przed oczyma przelatuje mi film. Zawsze ten sam. Film o Wygnaniu. Oglądałem go już jako dziecko i zawsze powraca. W Trieście: ludzie z walizkami i małymi dziećmi za rękę. Najpierw z Istrii, potem z Dalmacji, zmuszeni do podróżowania przez Włochy, postrzegani jako faszyści, pikiety blokujące im drogę. Potem Jugosłowianie uciekający przed masakrami, nazywani wnukami morderców[1] przez tych samych bojówkarzy, którzy w Belgradzie flirtowali z prawdziwymi organizatorami rzezi. A potem Kurdowie, Afgańczycy, Syryjczycy. Za każdym razem mężczyźni i kobiety uciekający przed okrucieństwami, sami brani za barbarzyńców w tym cynicznym odwróceniu rzeczywistości. Wczoraj, tak jak dziś, stali się pierwszorzędnymi kozłami ofiarnymi, na których cynicy zbijają kapitał polityczny.

Samochód z parą znowu się zbliża. Teraz to ja opuszczam szybę. Do blondyny, do której mam bliżej, mówię: „Przepraszam bardzo, proszę przekazać temu pobożnemu panu – nie mam pojęcia, jak udaje mi się zachować spokój – że życzę mu, aby nigdy nie doświadczył wojny w swym życiu i żeby nie znalazł się w sytuacji, kiedy będzie miał pięć minut na spakowanie się przed ucieczką. I przede wszystkim, żeby nigdy nie usłyszał od nikogo takich słów, jakie sam wywrzeszczał. Miłego dnia”. Parze odjęło mowę, być może ze zdumienia determinacją mężczyzny z siwą brodą. Jadę dalej, inne samochody nas oddzielają. Oddycham. Czuję się lepiej. Przerwałem milczenie.

* Fragmenty tekstu “Le parole per dire no al razzismo quotidiano” Paolo Rumiza z „La Repubblica” (13-11-2016), tłum. BH. Paolo Rumiz, pisarz (w języku polskim ukazała się jego Legenda żeglujących gór, Wołowiec 2016), podróżnik, stały współpracownik „La Repubblica”.

[1] Infoibatori – tak określa się tych Chorwatów, Słoweńców i Serbów, którzy w końcowej fazie drugiej wojny światowej zabijali Włochów w północno-wschodniej części kraju. Niektórych zamordowanych wrzucano do naturalnych dołów w ziemi zwanych foiba.

Otagowane:, , , , ,

2 komentarze do “Przerwać milczenie

  1. KM. 14 listopada, 2016 o 2:24 pm Reply

    „Jak epidemia wściekłych krów, zwycięstwo Trumpa nagle zbarbaryzowało język używany w Europie i we Włoszech. To było do przewidzenia: prostacy na ulicy i w środkach komunikacji miejskiej podnieśli głos, a Internet, już i tak nasączony kretyństwem, dał upust nowym falom rasistowskiego otępienia”… Myślę, że jest dokładnie odwrotnie – to właśnie barbarzyński język i fala nienawiści do Innych wyniosła DT na prezydenta USA!

    Polubienie

    • bartoszhlebowicz 14 listopada, 2016 o 3:08 pm Reply

      Trump tę falę podsycał, bo wiedział, że działa na jego korzyść. Myślę, że tu nigdy nie dojdziemy, co było pierwsze. Popatrz na Polskę: jeszcze rok temu pomyślałbyś, że jest normalnym krajem, że upiory, owszem, są, ale uśpione, zmarginalizowane, nieistotne. A tu w parę miesięcy okazało się, że wystarczyło co miesiąc podsycać obłęd i nienawiść, głosić je w podporządkowanych mediach i cały ten szajs wylał się nagle szeroką strugą. I to jeszcze nie jest najgorsze, bo tuż za plecami cynicznych Jarków, Zbyszków i Beat mamy populistów i nazioli od Kukiza, niecierpliwie czekających na swój czas. Tę nienawiść uruchamiają najbardziej cyniczni politycy, nawet jeśli ona sobie gdzieś tam czuwa bez nich.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz