Miasto bezprawia

bialystok_kackiJest takie miasto w Polsce, w którym istnieje Stowarzyszenie Czcicieli Miłosierdzia Bożego, Arcybractwo Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, Fundacja Obowiązek Polski. Miasto, w którym organizuje się Kongresy Miłosierdzia oraz konferencje „dni godności życia”. W stołówce Sądu można wziąć z regału gazetkę Leszka Bubla, a w niej przejrzeć „Listę najgorszych Żydów 2014” albo przeczytać artykuł „Talmud: studnia żydowskiego przemysłu porno – gdy dzieci gwałcą dzieci”. Na grobach zmarłych maluje się swastyki, a ciemnoskórym mieszkańcom pluje się w twarz i podpala domy. Policja przez lata nie potrafi znaleźć bandytów, choć całe miasto wie, kim są. Miasto, w którym pani profesor, pracownica Uniwersytetu Medycznego, przy użyciu mikroskopu rozpoznaje w zabrudzonej hostii kawałek serca Jezusa Chrystusa. To Białystok – miasto pełne cudów. Moje miasto.

Miasto-widmo

W Białymstoku się urodziłem, spędziłem większą część dzieciństwa i młodość. Spacerowaliśmy po żydowskich ulicach, otoczeni duchami żydowskich domów, sklepów, klubów sportowych, synagog, teatrów i kabaretów – nie mając o tym zielonego pojęcia. Chodziliśmy do szkół, w których żaden nauczyciel historii nie zająknął się choć raz o tym, że jeszcze przed 2 wojną światową na ulicy częściej można było usłyszeć jidysz czy rosyjski (wielu Żydów mówiło po rosyjsku) niż język polski, bo większość mieszkańców naszego miasta, 80 tysięcy, była Żydami. Całe dzisiejsze centrum było żydowskie. Wbrew temu, co twierdzą dzisiaj niektórzy działacze społeczni czy politycy – jedni w dobrej, drudzy w złej wierze – przedwojenny Białystok nie był miastem wielokulturowym. Białystok był miastem żydowskim, a między Żydami i Polakami trwała ostra walka polityczna.

Dziś białostoczanie nie pamiętają, że w ich mieście żyły „mniejszości narodowe”, a co trzeci pytany, czy dzieci powinny uczyć się o kulturach mniejszości, mówi, że nie (w naszym mieście i regionie wprawdzie Żydów już nie ma, ale są Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Tatarzy, Ormianie, Romowie, Czeczeni). Pseudopatriotyczne organizacje przeprowadzają manifestacje upamiętniające „żołnierzy wyklętych”, w tym oddział Romualda Burego, który w naszym regionie zamiast walczyć z komunistami, zajmował się wyrzynaniem białoruskich wiosek. W 2014 roku, głosami PiS i PO rondu w jednej z dzielnic miasta nadano imię Żołnierzy Wyklętych.

Jedwabne… Pewnego lipcowego ranka 1941 roku mieszkańcy tego podłomżyńskiego miasteczka zgonili na rynek kilkudziesięciu swoich żydowskich sąsiadów, po czym przystąpili do bicia, gwałcenia i mordowania. Dalszych kilkuset Żydów, może nawet ponad tysiąc, zagonili do wielkiej stodoły za miastem, po czym ją podpalili. Tych, którzy próbowali uciec z płomieni, Polacy zabijali orczykami, kijami. Podobnie „kwestię żydowską” Polacy rozwiązali w trzydziestu innych miejscach regionu. Dzisiaj co roku w Jedwabnem odbywają się procesje, oddające cześć pomordowanym ludziom. To dziwna impreza, nikt jej nie chce: bierze w niej udział garstka oficjeli z Warszawy, a mieszkańcy chowają się po domach. Obecny prezydent Polski, jeszcze jako kandydat, unosił się w debacie telewizyjnej w udawanym oburzeniu (słynne drżenie podbródka i machanie rękoma), że w imieniu narodu polskiego przeprasza się za czyn „garstki wykolejeńców”. Ale Andrzej Duda nie jest pierwszym, którego oburza „poniewieranie narodu polskiego” w kontekście Jedwabnego. Już w 2011 r. przez Białystok przewalała się banda skinheadów rycząca na głównej ulicy miasta „Cała Polska tylko biała”, „Naszą bronią nacjonalizm” oraz „Nie przepraszam za Jedwabne”. Nasz „niezłomny” prezydent nie musiał więc własnym intelektem dojść do podobnych wniosków – wziął gotowe. A już jako prezydent proponuje odebrać order państwowy historykowi, który pierwszy miał odwagę napisać o rzezi dokonanej przez Polaków. Tegoż historyka, „Zerowy” prokurator nowej władzy wzywa dziś na przesłuchanie. Bo „obraża naród polski”…

Naród polski, a w szczególności podlaski, obraża też Marcin Kącki, autor książki Białystok. Biała siła, czarna pamięć, reporter „Gazety Wyborczej”. Na czym polega jego wina? Na przypominaniu różnych rzeczy, o których wielu białostoczan (oraz Białostocczan) nie wie albo nie chciałoby pamiętać. Na przykład tego, że park centralny, do którego przyprowadzamy nasze dzieci na spacery, usypany został przez komunistów na żydowskim cmentarzu. Nie wiemy, że ileś tam metrów pod nami stoją pionowo tysiące macew.

Nie chcemy pamiętać, że w 1906 roku Polacy w Białymstoku urządzili pogrom Żydów, zabijąc około stu. Albo o tym, że gdy w okolicach Łap nieliczni Żydzi wyskakiwali z pociągów wiozących ich do Treblinki, na wyścigi dobijali ich i grabili niemieccy żandarmi oraz miejscowi Polacy. Albo o tym, jak w 1943 roku likwidowano białostockie getto. Niemcy mordowali od rana do siedemnastej, potem mieli przerwę na obiad. Gdy Niemcy odpoczywali, do akcji wchodzili Polacy: plądrowali, wyszukiwali i mordowali schowanych Żydów albo wskazywali kryjówki Niemcom. Potem do roboty wracali Niemcy. O tym wszystkim przypomina Kącki, w ślad za wstrząsającą książką Losy nieopowiedziane. Zagłada Żydów białostockich 1939–1945  Rafaela Rajznera, świadka tych wydarzeń, z wielkim trudem przetłumaczoną i wydaną w języku polskim.

bohat getta

Znaki

Kącki podaje długi zestaw „znaków”, które w naszym mieście cudów zwiastowały najnowszą Wielką Zmianę. Wynotuję kilka, dla przykładu: w 2001 roku w Białymstoku zorganizowano zlot neofaszystów i koncert nazistowskich zespołów. Śpiewały grupy o tak uroczych nazwach, jak Szwadrony Śmierci czy Honor (kto wie, może jakby komuś chciało się w to bagno mocniej zanurzać, to by znalazł i zespół o nazwie „Bóg Honor Ojczyzna”). W 2001 roku, wraz z przekazaniem przez miasto gruntu dla Kościoła, znika szkoła imienia Ludwika Zamenhofa, białostockiego Żyda, twórcy języka esperanto, który miał jednoczyć wszystkie narody. W jej miejsce kuria tworzy Zespół Szkół Katolickich, a nowym patronem zostaje Matka Boża Miłosierdzia. Całe szczęście – albo jeden z białostockich cudów – że jej nie utożsamia się z narodem żydowskim. W 2003, podczas spotkania na białostockim uniwersytecie poseł Ligi Polskich Rodzin popisuje się bon-motem: „Do tej pory nie zastrzeliłem jeszcze żadnego żyda ani pedała” (LPR – twór Romana Giertycha, przypominam tym, którzy ostatnio zapałali sympatią do tego polityka). W lipcu 2009 r., podczas światowego zjazdu esperantystów, nieznani sprawcy rozbijają tablicę przy ul. Warszawskiej upamiętniającą Zamenhofa, podpalają budynek, w którym mieści się Centrum Zamenhofa oraz – w biały dzień – oblewają różową farbą popiersie Zamenhofa na skwerku w centrum. Wokół siedzą lub spacerują białostoczanie. Nikt nie reaguje.

Znaki wisiały w powietrzu, tylko myśmy je lekceważyli. Odczuwaliśmy ulgę, gdy wybory na prezydenta wygrywał kandydat partii „liberalnej”, a nie silnego u nas PiSu. Na napisy „Jude raus” na murach wzruszaliśmy ramionami, bo chuligani przecież są wszędzie, ale to margines. Gdy pobito obcokrajowca, bo miał czarną skórę, wstydziliśmy się, ale niewystarczająco; myśleliśmy: „to tylko raz, wszędzie tak może się zdarzyć”. Gdy znajoma opowiadała o swoich podróżach po całej Europie, których jedynym celem było dotarcie do kolejnego miejsce „objawienia” Marii Panny i zakupienie tam różańca, wzruszałem ramionami, myśląc, że to osobny przypadek skrajnego otumanienia. Gdy w 1990 roku podpalono drzwi w naszym mieszkaniu, bo rozlepialiśmy z siostrą plakaty Mazowieckiego czułem dumę: oto nasza działalność została dostrzeżona i na swój sposób doceniona. Zbagatelizowałem, że ten ktoś, kto chciał wyrządzić mnie i mojej rodzinie krzywdę, cały czas gdzieś się czai, „rozwija się” na stadionie, w jakiejś piwnicy, na siłowni czy w salce katechetycznej, by w odpowiednim momencie rozkwitnąć, wybuchnąć. Nawet wtedy, gdy proboszcz w żaden sposób nie zareagował, kiedy starsza kobieta, stojąca obok niego u stóp kościoła św. Rocha, gdzie rozdawałem ulotki z Mazowieckim, wrzeszcząc „ten Żyd!” (w jej oczach musiała to być straszliwa obelga w rodzaju „ten koniokrad” na Dzikim Zachodzie), wyrżnęła mnie laską w rękę, pomyślałem tylko: „No trudno, Kościół w moim mieście jest niezbyt fajny”. Dzisiaj Podlaski Kościół Katolicki gości nazistów w najważniejszej białostockiej „świątyni”, czyli bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tchnie w nich moc podczas mszy świętej i kazania opętanego przygłupa w sutannie, piewcy „narodowo-katolickiego radykalizmu” (dla tych, co jeszcze nie czają: nazizmu). Pamiętam rozmowę sprzed dwudziestu pięciu laty ze starym mieszkańcem jednej z wiosek na południe od Białegostoku, tuż przy granicy z Białorusią, o polityce i wspomniałem Jacka Kuronia, żachnął się: „Kuroń! Toż to Żyd z Orli”, czyli sąsiedniej wioski. Orla przed wojną była żydowską wsią. Dziś po Żydach, wywiezionych do obozów koncentracyjnych i wymordowanych przez hitlerowców, pozostała synagoga, a przytłaczająca większość ludności jest, jak mój rozmówca, prawosławna. W naszym kraju „Żyd” chyba już zawsze będzie synonimem obcego i obelgą. Co ciekawe, w kraju, w którym teraz mieszkam, we Włoszech, coś takiego nie istnieje, ludzie tutaj, niezależnie od paskudnej przeszłości z Mussolinim, nie zrozumieliby, dlaczego pochodzenie żydowskie miałoby być pretekstem do nienawiści.

Gdy znajomi, których miałem za ludzi normalnych i przyzwoitych, zaczęli na fb pisać „lewaku” i publikować idiotyczne plakaciki polskich husarzy gotowych „przegnać Araba”, dziwiłem się bardzo. Potem zobaczyłem ten sam slang i te same plakaciki na stronach polskich neofaszystów. I wreszcie do mnie dotarło. Białystok, i cała Polska, się zmieniły, tylko ja pozostałem w szczuplejącym stadzie dinozaurów, które nie miały szans zareagować na zmianę klimatu.

Ufundowany w 1995 roku pomnik białostockiej Wielkiej Synagogi, upamiętniający dwa tysiące Żydów spalonych wewnątrz świątyni przez hitlerowców w 1941 roku; popiersie Ludwika Zamenhofa, twórcy esperanto.

Paciorki jednego różańca

Białystok to ponoć jedno z najprzyjemniejszych do życia miejsc w Polsce. Nie mieszkam tam na stałe od przeszło dwudziestu lat, ale za każdym razem, gdy je odwiedzam, widzę, jak kwitnie: kompletnie przemieniono plac wokół Ratusza, który wcześniej był przechowalnią drobnych pijaczków, a teraz jest dumną, pełną przestrzeni wizytówką miasta. Odnawiane są kolejne budynki, nowe, które powstają, cieszą oko (przynajmniej niektóre), kolorowa kostka wypiera nierówne chodniki, powstają nowe wygodne trasy dla samochodów. Wybudowano nową imponującą (zwłaszcza w środku) operę, chociaż zapomniano o przyzwoitym nagłośnieniu – budżet zdaniem radnych miasta nie pozwala na więcej niż jedną premierę w roku i trzeba go ratować organizowanymi w operze konkursami walk wschodu.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Opowieść można zacząć w dowolnym miejscu, bo i tak zatoczy ona krąg – albo różaniec – przechodząc po ściśle powiązanych ze sobą paciorkach.

Paciorek „disco-polo”

A więc, na chybił trafił, zaczynamy od… disco polo. Scorpio, Panderoza i dziesiątki innych wiejskich i podmiejskich dyskotek o niezbyt swojsko brzmiących nazwach (białostocki poseł Adam Andruszkiewicz, prezes Młodzieży Wszechpolskiej, pewnie by zrobił w ich sprawie interpelację, gdyby nie miał słabości do disco polo) oplatają całe Podlasie. Właścicielem większości z nich, tak samo jak większości zespołów disco-polo w latach 1990. jest Cezary Kulesza, były piłkarz Jagiellonii Białystok, dzisiaj jej właściciel. Z książki Kąckiego dowiadujemy się, że ludzie tacy jak Andruszkiewicz, walczący na dwóch frontach: z tolerancją i przedstawianiem Białegostoku jako miasta nietolerancyjnego, dumni są z tej muzyki. Oto typowe lyrics tego naszego podlaskiego gatunku:

Nieważne gdzie

i tam i tu

jabadabadoo

na trawie i na kocyku

jabadabadoo

na plecach na brzuchu

jabadabadoo

gdy chce się jej i chce się mu

jabadabadoo

Ponieważ fenomen disco-polo przygasł w Polsce, część jego twórców wyniosła się za ocean, by bawić rodaków w Jackowie i na Greenpoincie… Nasi rodacy za oceanem wciąż jednak wpływają na nasze polskie wybory.

Kolejne paciorki: biznesmen, prezydent, homofob, kibole-rasiści

Jak opisuje Kącki, miliony zarobione na disco-polo Kulesza inwestuje w kupno kamienic, fabryk i pawilonów handlowych w centrum Białegostoku, w 2008 r. kupuje klub piłkarski Jagiellonia Białystok. Stadion należy do miasta. Pieniądze w ogóle lgną do Kuleszy: Unia Europejska łoży na rozbudowę jednej z jego dyskotek, która staje się teraz motelem z salą konferencyjną. I od razu na klubie zarabia: prezydent Tadeusz Truskolaski, popierany przez PO, wprawdzie każe mu płacić półtora miliona złotych rocznie za dzierżawę stadionu, ale jednocześnie płaci mu – też co roku – trzy miliony za „promocję miasta”, czyli umieszczenie na koszulkach piłkarzy logo „Wschodzący Białystok”. Na czysto półtora miliona w kasie klubu.

Sport dla prezydenta, prezydent dla sportu. W czasie kampanii wyborczej Truskolaski fotografuje się z trenerem, a w autobusach nadawany jest komunikat-zaproszenie prezydenta na mecz. Klub kupuje od miasta kolejne grunty, m.in. stary stadion przy ul. Jurowieckiej. Ma zapłacić 40 milionów w ratach, nie robi tego w terminie. Ale jednocześnie sam sprzedaje ten teren prywatnej firmie za 70 milionów. Powstanie tam osiedle.

Miasto daje klubowi pieniądze nawet na walkę z rasizmem: kibice Jagiellonii w minionych latach potrafili opluć czarnoskórego zawodnika własnego klubu albo wywiesić na stadionie transparent z napisem skierowanym do obcych: „Nigdy nie będziesz Polakiem”. Kiedy jednak pewna fundacja w 2014 r., w ramach propagowania tolerancji, umieściła na billboardach w mieście plakaty przedstawiające parę mężczyzn, z których jeden miał czarną skórę, z szalikami Jagiellonii, klub stanowczo zaprotestował. Zapewne bardzo to po myśli dbającego o dobre imię miasta posła Andruszkiewicza, który mówi Kąckiemu, „że Białystok jest wolny od ruchów lewicowych, zwłaszcza homoseksualnych. LGTB nie ma tu czego szukać (…), to leży u podstaw społeczeństwa podlaskiego, które takich rzeczy nie toleruje”. Poseł Andruszkiewicz zapewnia, że zareaguje, gdy zobaczy „w swoim mieście” dwóch gejów razem. Ciekawe, w jaki sposób: grzecznie poprosi ich, żeby poszukali sobie narzeczonych płci żeńskiej czy od razu przywali z piąchy? W ramach leczenia, oczywiście, bo jak się dowiadujemy z filmu Homoseksualizm, przygotowanego przez Stowarzyszenie Fronda i przeznaczonego dla białostockich dzieci, tytułowy rzeczownik oznacza chorobę, którą można leczyć.

Paciorek „edukacja” albo „Kościół”

Tak więc obok paciorków „disco polo”, „biznes”, „sport” oraz „polityka” nanizujemy następny: „edukacja”. Wymieniony powyżej film jest tylko jedną z wielu pomocy dydaktycznych (inna to np. „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do początku” – autor: Jan Paweł II) oferowanych uczniom białostockich szkół w „Ramowym programie wychowania do życia w rodzinie Miasta Białegostoku”, podpisanym przez prezydenta Truskolaskiego. Autorami programu jest małżeństwo zajmujące się walką z in vitro. Zupełnie przypadkowo opinię temu programowi wystawił ksiądz, a recenzję napisał inny ksiądz.

Za edukację w Urzędzie Miasta odpowiada Adam Poliński, wiceprezydent, przyjaciel prezydenta z lat szkolnych. Dyrektorom szkół wymyśla szkolenia, na które zaprasza m.in. seminarzystów katolickich czy samego prezydenta miasta. Autorowi książki wyjaśnia swój pogląd na wiarę i służbę państwową: „Wiara ma wymiar indywidualny, trzeba szanować to, że każdy ma prawo do swojego poglądu, ale to prawo nie powinno ograniczać praw innych, na przykład wiary we wstawiennictwo błogosławionego księdza Sopoćki”, patrona miasta (w 1989 roku w Białymstoku, niedaleko domu księdza Michała Sopoćki, spowiednika świętej Faustyny Kowalskiej, wykoleił się pociąg z cysternami z chlorem. Cysterny nie pękły, co politycy i tysiące białostoczan kroczących rokrocznie w „procesji cudu chlorowego” interpretują jako efekt cudownego wstawiennictwa księdza Sopoćki. Procesję zawsze prowadzą dwie osoby: arcybiskup Ozorowski oraz wiceprezydent Poliński).

Istnieje też oficjalny program dla szkół, „Edukacja w samorządzie Białegostoku”, do którego wstęp napisał arcybiskup Ozorowski: „Tylko Boże Objawienie, zapisane w Biblii i przekazane przez Kościół, stanowi fundament zdrowej antropologii”. Jako antropolog, czuję się więcej niż szczęśliwy, bo teraz dopiero zrozumiałem, na czym opiera się nauka, którą uprawiam.

Białostocka Akademia Rodziny, chluba Truskolaskiego i Polińskiego, to kolejna instytucja edukacyjna, w całości finansowana przez Urząd Miasta, której zadaniem jest wspomaganie białostockich rodzin. Jej etatowym pracownikiem jest lider białostockiej Odnowy w Duchu Świętym. Akademia organizuje wykłady dla rodzin, np. o akceptacji: „ci, którzy mają coś na sumieniu, oczekują akceptacji, Jezus mówi „kocham Cię” i chce, byś wzrastał, nawracał się”. Albo o seksie: „Ja nie mogę; On może; pozwolę Mu. Czyli wstęp do warsztatu 12 kroków dla chrześcijan”.

Akademię wymyśliła Łucja Orzechowska, wiceszefowa Departamentu Edukacji UM. Jest też członkiem rady programowej konferencji „Dni godności życia”, organizowanej dla nauczycieli przez archidiecezję, działaczką katolickiej organizacji Stowarzyszenie Dobro Wspólne, a także współorganizatorką Kongresów Miłosierdzia. Z ramienia UM zasiada w jury konkursu na najwyższą palmę wielkanocną. Autorowi książki opowiada o idei Akademii: „To odpowiedź na dzisiejsze czasy, na prośby rodziców, których nikt nie uczy tej roli. Służy temu nauka społeczna Kościoła. Młodzież? (…) czasami za wcześnie zaspokaja rozbudzoną ciekawość, otrzymuje odpowiedzi na pytania, których nie stawia, za szybko wchodzi w ten świat (…). Człowiek czasem niewłaściwie poszukuje odpowiedzi na pytania, które rodzą się w jego sercu. Czasami szuka odpowiedzi w ideologiach, trendach, jak gender (…)”. A wszystko wyjaśnia przecież miłość w rodzinie, zaś „Miarą miłości jest posłuszeństwo, w czym pomocny zawsze jest Bóg, obecny wszędzie, także tu, w tym gabinecie”.

Edukacja patriotyczna: kibole i politycy

Edukacją zajmuje się też Stowarzyszenie Dzieci Białegostoku, cieszące się wsparciem radnych Prawa i Sprawiedliwości. Z internetowych newsów na temat działalności stowarzyszenia dowiaduję się np., że jego członkowie organizują paczki dla biedniejszych „rodzin kibiców” Jagielloni albo honorowe oddawanie krwi przez kibiców. Kącki dodaje, że Dzieci Białegostoku współpracują nawet z białostockim IPN w poszukiwaniu potomków Żołnierzy Wyklętych. Na stronach internetowych wzywają do udziału w „marszach niepodległościowych”.

Tyle że…, jak podaje Kącki i co potwierdza wiele newsów prasowych, stowarzyszenie jest prowadzone przez kiboli-neofaszystów, którzy przejęli stadion Jagielloni w 2005 roku. Oglądanie meczy to dla nich przykrywka: trybuny służą do werbunku i pokazu siły. Pisze o tym nie tylko Kącki, opowiadają też o tym białostoccy antyfaszyści:

Człowieku, stadion to wszystko. Masz stadion, wszystko masz. Możesz robić interesy, możesz założyć stowarzyszenie, zgarniać hajs z biletów. Możesz rekrutować nowych chłopaków. Rządzisz trybuną, małolatami. Kiedy neonaziści tacy jak Dragon zdobyli stadion, wszystko się posypało. Gangi zawsze szukają dobrych żołnierzy. Jest konkretna ekipa, która nie pierdoli się w tańcu, to biorą. A to była konkretna ekipa, dużo armatniego mięsa, chłopców, którzy chcieli dołączyć. Wysyłali 20 kolesiów z maczetami, a jak pięciu poszło siedzieć, nie było problemu. Gangi to zauważyły i proponowały: może obstawicie burdel? Brameczkę w klubie? Przejęli 90 proc. handlu sterydami. Grube pieniądze, a ryzyko mniejsze niż przy narkotykach (może jakieś zawiasy dostaniesz). Kasa wcale nie dużo mniejsza.

Skini mordują młodego kibica z niewystarczająco radykalnej frakcji. Na stadionie wywieszają faszystowskie flagi. W 2010 roku przed jednym z białostockich klubów, należącym do niejakiego Tomasza Kudryckiego, ochroniarze zabijają kolejną osobę (właścicielem budynku, w którym znajduje się klub, jest Cezary Kulesza). Ochroniarze to skini-kibice, jednym z ich obrońców jest mecenas Leszek Kudrycki, wuj Tomasza i mąż Barbary Kudryckiej, byłej minister edukacji w rządzie PO, dziś europosłanki (w PE pełni funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych). Kiedy jej mąż bronił w sądzie nazistowskich bandytów, pani Kudrycka mówiła:

Ze smutkiem obserwuję, jak [Białemustokowi] przykleja się łatkę miasta, które daje przyzwolenie na nietolerancję, ksenofobię rasizm, neofaszyzm”.

Prezesem Dzieci Białegostoku jest Adam Tołłoczko, łącznik Kuleszy z kibicami. W rozmowie z Kąckim mówi, że trzeba walczyć o tradycję, język polski, przeciwstawiać się „bezkulturowości”, a „dzieciakom”, które do jego organizacji przychodzą, mówi: „uważajcie na siebie, bo idziecie na dyskotekę, dacie komuś w zęby, a nie jest fajnie siedzieć, wiem, bo siedziałem, niechcący uderzyłem policjanta”. Oprócz tradycji i unikania przypadkowego bicia innych (chłopak, który zginął przed klubem, dostał mocny cios od ochroniarza i padając uderzył głową o chodnik. Ochroniarze wciągnęli go do klubu, potem znowu wywlekli na dwór i ten sam bandyta, który go uderzył wcześniej, poprawił bijąc go po twarzy).

Tołłoczko uczy ich też zasad, na przykład: „nie sprzedaje się kolegów, lepiej posiedzieć pół roku dłużej”.

W ostatnich latach Stowarzyszenie Dzieci Białegostoku przechodzi kryzys, z powodu kolejnych przypadków kryminalnych i zainteresowania prokuratury, a także niepłaconych podatków. Rozmowę z Kąckim Tołłoczko kończy jednak optymistycznie: sondaże przed wyborami 2015 roku pokazywały, że władzę obejmie prawica, jest więc uzasadniona nadzieja, że prokuratura odpuści.

O wychowanie w tradycji (konkretnie: katolickiej tradycji) dbają kolejne instytucje powiązane z władzami miasta, na przykład Opus Dei, której jednym z liderów jest Romuald Bielewicz, do niedawna współpracownik Truskolaskiego, a ostatnio człowiek Kukiza. Edukatorem jest też kolejny człowiek prezydenta, radny Dariusz Wasilewski, szef księgarni z literaturą dla skinheadów i prezes Fundacji Obowiązek Polski, „odwołującej się do tradycji polskiej husarii”.

 

Unhappy end

Za moich czasów kino „Ton”, przylegające do parafii WNMP w centrum, było największym kinem w Białymstoku. Teraz wszystkie – z wyjątkiem ledwo zipiącego „Forum”, w którym najważniejsze były DKF-y z westernami czy horrorami – znikły. W „Pokoju” mieści się sklep z „chińszczyzną”, czyli produktami wszelakimi pochodzącymi z tego kraju, „Syrena” jest zamknięta na cztery spusty, a „Studio” przemieniło się w pizzerię. „Ton” zaś został przejęty przez parafię, dzięki czemu stał się kolejnym miejscem edukacji obywateli. Pod patronatem kurii organizuje się tu np. wykłady Leszka Żebrowskiego, popularnego antysemity, który przekonuje słuchaczy, że Jedwabne to bujda. Spotkania prowadzi szefowa lokalnego klubu „Gazety Polskiej”, która w wywiadzie z Kąckim chwali się ulotką informującą o opanowaniu środowiska filmowego Hollywood przez Żydów-pedofili. Pomyśleć, że właśnie tam Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński i Beata Szydło chcieliby tworzyć arcydzieła propolskiej propagandy!

 

Poczciwy Golem

Prezydent Truskolaski to chłopak z wioski, podlaskiej wioski. Dumny, bo jako jedyny ze swego otoczenia wybił się: studia ekonomiczne w Gdańsku, oszałamiająca kariera polityczna – jest już prezydentem miasta po raz trzeci. Dwie pierwsze kadencje z poparciem PO, choć nie jest i nie był jej członkiem (PO, zbyt liberalna dla mieszkańców miasta, musiała poszukać sobie bardziej konserwatywnego kandydata), trzecia, od 2014 roku, już samodzielnie (hasło zwycięzcy brzmiało: „Dumni z Białegostoku”. Jak zwierza się Kąckiemu, to Opatrzność kieruje jego życiem, za pomocą znaków: to ona skierowała go na studia do Gdańska, to ona pomogła przyjąć propozycję PO o kandydowaniu z jej ramienia, to ona wreszcie bezpośrednio zwróciła się do niego, i to dwukrotnie, w postaci napisów na odwrocie kapsli od butelek z sokiem: za pierwszym razem przekaz brzmiał: „wiem, że zwyciężysz”, za drugim „zbliża się dzień zwycięstwa”. Prezydent jest dumny z rozbudowy Białegostoku, nowych dróg, zielonych parków, Jagiellonii – wizytówki miasta, na którą sam chętnie łoży z miejskiej kasy, za co zbiera głosy w kolejnych wyborach – oraz, oczywiście, z białostockiej „wielokulturowości”, tego wytrycha intelektualnego podlaskich polityków. W 2013 roku miasto podpisuje program „Białystok dla Tolerancji”. Współpracujące z miastem stowarzyszenie prowadzi warsztaty, uświadamiające, czym jest dyskryminacja mniejszości seksualnych. Urzędnicy z Departamentu Edukacji, czyli od pani dyrektor Orzechowskiej, blokują jednak program. Nauczyciele i dyrektorzy szkół katolickich (wśród nich kandydatka w wyborach samorządowych z list Truskolaskiego) rozsyłają sobie emaila, w którym przekazują rewelacje ks. Oko, że tak naprawdę w warsztatach chodzi o promocję gender, czyli homoseksualizmu. Prezydent, poproszony o objęcie programu honorowym patronatem, najpierw tłumaczy się, że dokumentacja wniosku zaginęła, a potem – nie podając przyczyny, odmawia.

my 2106 kwiecien 040

To rok 2014. Wcześniej na przykład, w 2011 roku, grupa osób, z poparciem prawnika i radnego z PiS, nielegalnie „poprawia” pomnik w centrum miasta, upamiętniający żołnierzy poległych w drugiej wojnie światowej. Zawieszają mu napisy „Bóg Honor Ojczyzna”, a orłu zakładają na głowę koronę. Truskolaski, prezydent, przygląda się i nie robi nic, choć autorzy pomnika i konserwator zabytków protestują. Reporterowi wyznaje, że sprawa in vitro to jeden z powodów, dla których nigdy nie wstąpił do Platformy, choć pozwalał jej się reklamować. „Te zarodki, mrożone, zabijane…”.

A o macewach pod parkiem prezydent dowiedział się dopiero od Kąckiego.

Nową nadzieją białostockich wyborców o liberalnych poglądach, rozczarowanych Platformą, jest Nowoczesna. W ostatnich wyborach z jej szeregów mandat poselski zdobył m.in. 25-letni Krzysztof Truskolaski, syn prezydenta, startujący z pierwszego miejsca na liście.

*my 2106 kwiecien 083

Kącki, na przekór ponuremu obrazowi Białegostoku, jaki wyłania się z jego książki, kończy książkę optymistycznym akcentem, przypominając o profesorze Marianie Szamatowiczu z białostockiej kliniki położnictwa i ginekologii, lekarzu, dzięki któremu urodziło się pierwsze w Polsce dziecko z in vitro (w 1987 roku), któremu arcybiskup Ozorowski nie omieszkał zakomunikować: „Tyle się przez pana złego w Polsce dzieje”.

Dzisiaj jednak Białystok sam sobie pisze kolejne puenty. Taką puentą jest np. zjazd „nacjonalistów” 16 kwietnia, ugoszczonych w najważniejszej białostockiej świątyni katolickiej, zakończony protestem pod białostockim Teatrem Dramatycznym przeciw sztuce opartej na książce Kąckiego oraz zabawą na białostockiej Politechnice, do której przygrywały nazistowskie kapele.

To gęsta książka: właściwie każda strona przynosi mnóstwo ważnych szczegółów o „kuchni” Białegostoku. Bardzo przykra lektura, i bardzo potrzebna. Od niej powinny zaczynać edukację dzieci w naszym regionie, żeby wiedzieć, kim są, co się za nimi ciągnie i czego trzeba się pozbyć. Tylko w ten sposób kiedyś, w dalekiej przyszłości, być może będą miały szansę, żeby znaleźć powód, dla którego naprawdę będą mogły być dumne z tego miasta. W przeciwnym razie nie ma dla nas ratunku.

Bartosz HLEBOWICZ

Zdjęcia: Archiwum autora.

 

Marcin Kącki, Białystok. Biała siła, czarna pamięć. Wyd. Czarne 2015.

 

p.s. Przed załamującą czasem utratą pamięci i ofensywą zaściankowości i ksenofobii polityków, urzędników Kościoła i hołubionych przez nich bandytów białostoczanie potrafią jednak się bronić. Trzeba podążać ich szlakami, np.:
Szlak Esperanto i Wielu Kultur

Szlak Dziedzictwa Żydowskiego w Białymstoku

Otagowane:, , , ,

11 komentarzy do “Miasto bezprawia

  1. wf 24 kwietnia, 2016 o 4:51 am Reply

    Wstyd ! Polsko !!!

    Polubione przez 1 osoba

  2. europejski43 24 kwietnia, 2016 o 6:55 pm Reply

    Kazda poprawa prowadzi przede wszystkim przez dazenie i poznanie prawdy !

    Polubienie

  3. Krzysztof 26 kwietnia, 2016 o 9:02 am Reply

    Kurcze, może to wszystko, o czym piszesz, jest wystarczającym powodem, by po tę książkę jednak sięgnąć ?

    Polubienie

    • bartoszhlebowicz 26 kwietnia, 2016 o 11:07 am Reply

      oczywiscie, ze trzeba. Takie ksiazki jak ta powinnny byc kanonem, jesli „polskosc” nie ma sie ograniczac do frazesow a la Szydlo czy degradowac do bandytyzmu a la ONR, MW etc.

      Polubienie

  4. Offka 5 Maj, 2016 o 7:48 pm Reply

    Dobry tekst, dziekuje. Szczegolnie, ze autor zna realia Bialegostoku „kiedys i dzis”. Moj bialostocki epizod moglby zaczac sie tymi samymi slowami ” W Białymstoku się urodziłem, spędziłem większą część dzieciństwa i młodość. Spacerowaliśmy po żydowskich ulicach, otoczeni duchami żydowskich domów, sklepów, klubów sportowych, synagog, teatrów i kabaretów – nie mając o tym zielonego pojęcia. Chodziliśmy do szkół, w których żaden nauczyciel historii nie zająknął się choć raz o tym, że jeszcze przed 2 wojną światową na ulicy częściej można było usłyszeć jidysz czy rosyjski”.
    Od wielu lat nie bylam na Podlasiu a relacje znajomych oraz informacje prasowe czytam z niedowierzaniem, ostatnio nawet z przerazeniem. Znajac historie Podlasia mozna dostrzec, ze czas tam nie plynie linearnie ale cyklicznie. Historia powtarza sie przebrana tylko na pozor w inne kulisy. Zeby to zauwazyc trzeba byc zdolnym do refleksji i miec dystans. Do siebie i do swiata. Ksiazke Kackiego z ciekawosci przeczytam. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Edward Pukin 6 Maj, 2016 o 11:41 am Reply

    Dlaczego w naszym kraju jest tak mało ludzi, jak autor tej publikacji (trzeba mieć odwagę, by napisać i opublikować „taki” tekst), nie mówiąc już o Marcinie Kąckim – autorze książki pt. Biała siła, czarna pamięć?

    Polska piaskownica. Quo vadis… dziś władzo!?

    „Ciemny lud… to kupi” – pogląd wypowiedziany nie tak dawno przez znanego polityka a dziś osoby zawiadującej również publiczną telewizją, zdaje się być sprawdzoną już normą manipulowania społeczeństwem w myśl zasady, że każde publiczne oszczerstwo lub kłamstwo, powtarzane wielokrotnie, staje się po czasie niejako faktem. A wydawało się, że – po czasach, w których panowała jedynie słuszna propaganda – w państwie o ustroju demokratycznym, gdzie rządzący wybierani są w wyborach powszechnych i podlegają kontroli obywatelskiej, tego typu manipulacje będą prezentowane, jako relikt tamtej epoki, ale… już tylko na lekcjach historii. Nic z tych rzeczy! A nawet jeszcze gorzej! Dziś okazuje się, że nie tylko polityk opozycyjny, ale także każdy aktywny obywatel – którykolwiek ma odmienne zdanie, niż rządzący – jest natychmiast (ad personom) poniewierany w mediach lub na ogólnopolskich portalach. Takiemu „delikwentowi” grzebie się tak długo i głęboko w życiorysie – sięgając wstecz nawet do kilku pokoleń jego rodziny, by znaleźć mu cokolwiek np. żydowskie pochodzenie lub komusze związki, albo nazwać go złodziejem lub parszywą owcą, określić, jako ubeka, czy też oskarżyć o zdradę państwa.
    Quo vadis… dziś Polsko!? – należałoby wywrzeszczeć tak gromko, aby wszyscy Polacy się obudzili, by przypomnieli sobie o latach niewoli i rozbiorów nie mówiąc już o I i II wojnie światowej. Narodzie! Czy zapomniałeś już – albo nikt Ci nie przypomina – o tragicznych wydarzeniach z najnowszej historii Polski? A przecież, nie aż tak dawno, bo 45 lat wstecz (grudzień 1970) rządzący ówcześnie w PRL-u – okłamując protestujący Naród przeciwko podwyżkom – manipulowali społeczeństwem twierdząc, że to „podżegacze” doprowadzili do krwawych zamieszek w kraju. Nie minęło kilka lat (czerwiec 1976), a podobne zdarzenie wystąpiło w Radomiu. Wówczas protestowali robotnicy, a władza nałgała społeczeństwu, że to „warchoły” spowodowały zamieszki. To wtedy – w oporze przeciw władzy – zawiązał się Komitet Obrony Robotników. To również wtedy rządzący, oszukując Naród, organizowali w całym kraju wielotysięczne manifestacje przeciwko „odszczepieńcom”. Tak samo wykrętnie uzasadniano Polakom uchwalenie stanu wojennego po wydarzeniach z sierpnia 1980.
    Dziś – po 25 latach wolności, którą przyniosła „Solidarność” i jej przywódcy – grzebie się w ubeckich „kwitach” i miesza się z błotem dobre imię Polski w świecie, by zakłamać historię i odwrócić to, czego byliśmy świadkami. Dziś – także po kolejnych kłamstwach wyborczych – obywatelom myślącym inaczej i widzącym, że sprawy Polski idą w złym kierunku (przede wszystkim z powodu łamania fundamentów państwa demokratycznego), zarzuca się nielojalność wynikającą z obywatelskiego sprzeciwu, jakim jest zawiązanie się społecznego ruchu o nazwie – Komitet Obrony Demokracji.
    I ponownie – jak było to jeszcze nie tak dawno – władza manipuluje społeczeństwem, kopiąc coraz bardziej głęboki rów wzajemnej nienawiści, dzielący – przyjaciół i kolegów a nawet całe rodziny stanowiące przecież… Naród – na tych lepszych ( rzekomych patriotów) i tych, którzy są gorszym sortem i zdrajcami!
    Dziś – na oczach Narodu, dokonuje się zamachu na Trybunał Konstytucyjny, na podstawy państwa prawa. A przecież Polacy nie podważają prawomocnych wyborów, których efektem jest nowa władza. Kwestionuje się natomiast poczynania rządzących, którzy pod hasłem o „dobrej zmianie” łamią zasady demokratycznego państwa.
    Co z nami będzie Narodzie, gdy rządzący – łącznie z prezydentem, w szalonym pędzie… podzielą nas już dogłębnie i ostatecznie!? Czyżby ponad tysiącletnia historia naszego państwa – naszej wielkiej narodowej piaskownicy – kolejny raz niczego nas nie nauczyła?

    Edward Pukin – pisarz, publicysta – autor współczesnych powieści pt. KANALIE, Lęgowisko zła, Piaskownica.

    Polubienie

  6. Jacek Tryzna 6 Maj, 2016 o 2:29 pm Reply

    cytat: W naszym kraju „Żyd” chyba już zawsze będzie synonimem obcego i obelgą. Co ciekawe, w kraju, w którym teraz mieszkam, we Włoszech, coś takiego nie istnieje, ludzie tutaj, niezależnie od paskudnej przeszłości z Mussolinim, nie zrozumieliby, dlaczego pochodzenie żydowskie miałoby być pretekstem do nienawiści.
    Szanowny autorze, to się zastanów dlaczego tak jest, a jak sam nie tego nie rozwikłasz to spytaj się „przedwojennych Polaków” póki jeszcze żyją to Ci wytłumaczą..

    Polubienie

    • bartoszhlebowicz 6 Maj, 2016 o 3:08 pm Reply

      Szanowny Panie, obojętnie, jak to było 80 lat temu – dzisiaj antysemityzm jest po prostu obciachem (zwłaszcza w Polsce, na której ziemiach zbudowano obozy koncentracyjne) i dowodem na poważną deformację, jeśli chodzi o wrażliwość osoby go żywiącej. Proszę spróbować to sobie rozwikłać, bo to naprawdę ważne. Słowo-klucz: Holocaust.

      Polubienie

    • adn 10 Maj, 2016 o 9:46 pm Reply

      Panie Jacku Tryzna, nie mam kogo zapytać i nie zapytałam w porę. Pana odpowiedź, nie-odpowiedź sama w sobie jest tak dwuznaczna, a jednocześnie wskazuje, że Pan zna całą prawdę, że proszę o jasną informację. Czy Pan mi wyjaśni, co ma na myśli?

      Polubienie

  7. spotkanie autorskie Marcin Kącki „Białystok Biała siła, czarna pamięć” 07.10.2015 Zmiana Klimatu Białystok https://youtu.be/ySpjgotSV1Y

    Polubienie

  8. Myszak 28 września, 2016 o 11:45 am Reply

    Federacjo Zielonych! Albo informujecie o spotkaniu … po roku 🙂 Albo poprawcie daty !!! 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz